Piotr Gawor
Prezes Stowarzyszenia
Rodzin Katolickich
Diecezji Gliwickiej

SPOŁECZEŃSTWO A CZŁOWIEK

(wykład w gliwickim KIK, 29.04.2009 r.)

 

1. Wstęp (wyjaśnienie)

Człowiek jako osoba jest tajemnicą. Społeczeństwo, z tej racji, że składa się z osób – również ma znamiona tajemnicy. Zgłębianiem tajemnicy człowieka zajmuje się szereg nauk z antropologią (filozoficzną) na czele. Zgłębianiem tajemnicy społeczeństwa zajmuje się również szereg nauk z socjologią na czele.

Temat SPOŁECZEŃSTWO A CZŁOWIEK, jest bardzo ogólny i może być rozpatrywany z różnych perspektyw. Nie będąc ani filozofem, ani socjologiem, z pewnością nie podjąłbym się przedstawienia takiego tematu (zaproponowanego i sformułowanego przez ks. Herberta Hlubka), gdyby nie podwójne przekonanie.

Po pierwsze, przekonanie, że relacji zachodzących pomiędzy człowiekiem jako osobą, a społeczeństwem nie powinno się rozpatrywać z pominięciem rodziny. Tydzień temu postawiona została tutaj teza, że rodzina jest fundamentem społeczeństwa i człowieka. Mam nadzieję, że została udowodniona, a przynajmniej osadzona w mocnych argumentach widzianych z perspektywy lekarza psychiatry. Z punktu widzenia psychologa zajmującego się terapią osób pochodzących z rodzin patologicznych (dotkniętych alkoholizmem, przemocą) alternatywą dla społeczeństwa opartego na rodzinie jest społeczeństwo psychiatryczne. Psychiatryczne w rozumieniu dosłownym.[1]

Po drugie, rosnące w ostatnich czasach przekonanie, że to samo społeczeństwo, którego fundamentem jest rodzina, zdaje się w akcie niejako samobójczym niszczyć rodzinę czy to poprzez antyrodzinną i antymałżeńską obyczajowość, czy też antyrodzinne i antymałżeńskie ustawodawstwa.

Te dwa przekonania łączące się z traktowaniem przeze mnie rodziny jako bardzo istotnej wartości, potraktować mogę jako uprawnienie do podzielenia się pewnymi refleksjami z punktu widzenia mężczyzny będącego mężem swojej żony, ojca rodziny, a także członka Stowarzyszenia Rodzin Katolickich.

Uznając fundamentalną rolę rodziny w budowaniu najpierw człowieczeństwa, a później społeczeństwa, trzeba postawić pytanie o jaką rodzinę chodzi? Do niedawna pytanie takie nie było uzasadnione. Właściwie wszyscy mniej więcej wiedzieli o jaką rodzinę chodzi. Jednakże przemiany obyczajowe i, w niektórych krajach, ustawodawcze ostatnich kilkunastu lat, a zwłaszcza kilku ostatnich, nie tylko sprawiają, że pytanie to jest uprawnione, ale powstaje drugie pytanie: co to jest rodzina? Próbując odpowiedzieć na te pytania niesposób nie sięgnąć do myśli Jana Pawła II, który jak mało kto był od samego początku: rodzinnym księdzem, rodzinnym biskupem i rodzinnym papieżem. W książce o. Kazimierza Lubowickiego „Duchowość małżeńska w nauczaniu Jana Pawła II” autor zwraca uwagę na to, że Jan Paweł II uważał za jeden z kluczowych tekstów w swoim życiu Chrystusowe stwierdzenie zapisane przez św. Jana: poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (a w innym tłumaczeniu: poznacie prawdę, a prawda uczyni was wolnymi) (J 8, 32). Karol Wojtyła był przekonany, że poznanie prawdy wyzwala „od” tego, co umniejsza, co ogranicza, jak i czyni wolnym „do” możliwości realizacji pełni życia. Spróbujmy zatem pójść tym śladem. Najpierw dokonajmy próby poznania prawdy o rodzinie, z pominięciem której nie można rozpatrywać relacji człowiek – społeczeństwo, a następnie mając tę prawdę (znając ją) dokonamy uwolnienia się ze zniewoleń nie wynikających z prawdy o rodzinie.

2. Prawda o rodzinie

Punktem wyjścia do szukania prawdy o rodzinie, jest założenie dwupoziomowości tej prawdy, co w tym miejscu i w tym towarzystwie jest z pewnością w pełni akceptowane. Pierwszy poziom, to opis i afirmacja wartości ludzkich i społecznych rodziny. Poziom drugi, to zgoda na to (albo dla niektórych – odkrycie tego), że rodzina ma wymiar transcendentny, czyli jest Bożym zamysłem. Jest to zdecydowanie niepopularne podejście. Od biedy wartości ludzkie i społeczne są do przyjęcia, ale i tak przegrywają w zderzeniu z prawem do swoiście rozumianej wolności jednostki. Każdy ma rzekomo prawo do swojego szczęścia; a że inny, zwykle słabszy, przy tym traci, cierpi z tego powodu, to trudno – takie jest życie. Ale o drugim poziomie w XXI wieku, w Europie, nie bardzo wypada mówić. Boga właściwie chyba nie ma, to o jaki tu zamysł może chodzić... Wiara niektórych wojujących ateistów w nieistnienie Boga jest większa niż wiara niejednego z nas w Jego istnienie.

Prawda o rodzinie... Artykuł 6 Karty Praw Rodziny zawiera bardzo zwięzłe i dające do myślenia stwierdzenie: Rodzina ma prawo istnieć i rozwijać się jako rodzina. A więc rodzina traktowana jest jako pojęcie pierwsze, oczywiste samo przez się. Myślę, że ta oczywistość kształtowała się przez wieki, jak długo człowiek istnieje, a dokładniej może – jak długo zdobywa się na refleksję o samym sobie i o społeczeństwie i w zasadzie nie była kwestionowana. Dopiero w naszych czasach, mniej więcej od drugiej połowy XX wieku, a zwłaszcza na przełomie XX i XXI wieku oczywistość ta została nie tylko zakwestionowana, ale wręcz zaatakowana.

Co to jest rodzina? Czym rodzina jest?

Wypisałem sobie kilka określeń rodziny:

  • naturalna i podstawowa komórka społeczeństwa (wg Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 r.),
  • grupa osób związanych małżeństwem, pokrewieństwem lub poprzez adopcję, tworząca odrębne gospodarstwo domowe, której członkowie zajmują odpowiednie pozycje społeczne jako mąż i żona, matka i ojciec, syn i córka, brat i siostra (Encyklopedia Britanica),
  • związek mężczyzny i kobiety, zwykle zamieszkujących wraz z potomstwem w osobnym gospodarstwie,
  • dobro społeczne,
  • pierwszy i podstawowy wyraz natury społecznej człowieka,
  • podstawowy i bezcenny dar dla całego społeczeństwa,
  • związek naturalny, pierwotny w stosunku do państwa czy jakiejkolwiek innej wspólnoty, posiadający swoje własne, niezbywalne prawa,
  • wspólnota miłości i solidarności będąca czymś znacznie więcej niż tylko zwykłą jednostką prawną, społeczną czy ekonomiczną,
  • wspólnota jedyna pod względem możliwości nauczania i przekazywania wartości kulturalnych, etycznych, społecznych, duchowych i religijnych, istotnych dla rozwoju i powodzenia własnych członków oraz społeczeństwa,
  • miejsce spotkania różnych pokoleń, które pomagają sobie wzajemnie w osiąganiu pełniejszej mądrości życiowej oraz w godzeniu poszczególnych osób z wymaganiami życia społecznego,

ale też postulatywnie:

  • karta Ewangelii pisana dla naszych czasów (Jan Paweł II).

W większości tych określeń znajduje wyraz ścisłe powiązanie rodziny ze społeczeństwem z jednej strony i z poszczególnymi osobami (człowiekiem) z drugiej. Rodzina zatem nie jest prywatną sprawą człowieka, czy nawet dwojga ludzi. Ma wyraźny aspekt społeczny. Społeczeństwo oparte jest na rodzinie.

Rzeczą priorytetową jest określenie własnej tożsamości rodziny. Ta tożsamość zakłada trwałość związku osób zakładających rodzinę (związku małżeńskiego między kobietą i mężczyzną), rozumianą jako wartość i wymóg, która znajduje wyraz i potwierdzenie w perspektywie prokreacji i wychowania potomstwa na korzyść całego społeczeństwa. Trwałość rodziny (i małżeństwa) nie zasadza się jedynie na dobrej woli jednostek, lecz z powodu publicznego uznania przez państwo wyboru życia w rodzinie (małżeńskiego) posiada charakter instytucjonalny. Uznanie, ochrona i popieranie wspomnianej trwałości odpowiada interesowi ogólnemu, a zwłaszcza interesowi najsłabszych, czyli dzieci.

Wiele państw przyznaje rodzinie prawa do ochrony i pomocy w ustawach zasadniczych (konstytucjach). Tak jest m. in. w konstytucjach Niemiec, Hiszpanii, Irlandii, Włoch, Polski, Portugalii, a także Argentyny, Brazylii, Chile, Korei Południowej, Meksyku, Peru, Filipin, Ruandy, a nawet Chin. Inna rzecz, czy te prawa są respektowane.

3. Negacja wartości rodziny w ostatnim półwieczu i jej kryzys

Nie da się ukryć, że równolegle z uznawaniem ważnych dla człowieka i społeczeństwa wartości rodziny, miały miejsce od najdawniejszych czasów akty przeciwne, których wyrazem były niewierności, porzucenia, rozstania, nieraz prawnie dopuszczalne. Przykładem mogą być słynne listy rozwodowe Mojżesza, o których mówi Chrystus, że dane zostały przez wzgląd na zatwardziałość serc, choć od początku tak nie było (Mt 19, 3-9). Reakcja uczniów godna była mentalności czasów dzisiejszych: Jeżeli tak ma się sprawa między mężem a żoną, to lepiej wcale nie zawierać małżeństwa (Mt 19, 10). Jakbyśmy słyszeli argumenty dzisiejszych par żyjących w związkach nieformalnych. Ale o czym to świadczy? Tylko o jednym, o zatwardziałości serc, o pysze własnego rozumu, o pochwale egoizmu, namiętności i zapatrzeniu w siebie. Ani śladu próby dotarcia do początku, do prawdy, która ma moc wyzwolenia.

Wiele było nadużyć względem rodziny i względem małżeństwa. Zawsze ze szkodą najsłabszych i w jakimś stopniu – szkodą społeczeństwa. Nadużycia i niewierności były, ale zawsze towarzyszyła im świadomość zła. Nadużycia były, ale były skrywane. Wyciągane na wierzch, demaskowane, miały stanowić potępienie i przestrogę (np. dulszczyzna).

Obecnie sytuacja zmieniła się diametralnie. Kto by się ośmielił napisać krytycznie o wolnych związkach, o związkach homoseksualnych, o konsekwencjach adopcji dzieci przez gejowskie pary. Owszem, pisze się, kręci się filmy, wystawia sztuki wyłącznie z pozytywnym wydźwiękiem. Mało tego. Pojawia się w tzw. tolerancyjnym społeczeństwie agresja pod adresem tych, którzy cenią i chcą pozostać wierni wartościom tradycyjnym, naturalnym. Z czym musi się uporać człowiek chcący żyć w normalnej rodzinie i wychowywać w niej dzieci?

a)    z relatywizmem i permisywizmem moralnym (jak echo niesie się piłatowe pytanie co to jest prawda?, prawdy obiektywnej nie ma, sam jestem dla siebie prawdą),

b)   z naciskiem na kulturę przyjemnościową, używającą,

c)    z odwrotem od prób zrozumienia sensu cierpienia i zgody na cierpienie,

d)    z odwrotem od podejmowania odpowiedzialności za siebie (swoje postępowanie), za kogoś drugiego, męża, żonę, z którym wchodzi się w bardzo bliskie, seksualne relacje, za kogoś słabszego, wymagającego opieki i troski – za dziecko lub osoby starsze,

e)    z kwestionowaniem wszystkiego, co tradycyjne, w tym „pakietu” spraw oczywistych, wynikających z nieuprzedzonego oglądu natury (ideologia gender, wolne związki bez zobowiązań, równość związków homoseksualnych, dopuszczalność, a nawet pochwała rozwodów),

f)      z postawami i działaniami sprzyjającymi uzależnieniom (alkohol, narkotyki, dopalacze, hazard),

g)    z agresywną negacją Boga i religii,

h)   z brakiem doceniania roli rodziny i polityką antyrodzinną oraz antymałżeńską (niby w imię pomocy słabszym),

i)      z cywilizacją śmierci wyrażającą się w odmawianiu prawa do życia człowiekowi nie spełniającemu jakichś zadekretowanych odgórnie wyobrażeń o człowieczeństwie lub jego braku.

Wszystko to bardzo utrudnia funkcjonowanie i rozwój rodziny jako rodziny. I budzi w związku z tym niepokój, sprzeciw i lęk. Człowiek zaczyna obawiać się społeczeństwa, nie potrafi zaakceptować jego preferencji, zwłaszcza, gdy są one narzucane przez nie tylko hałaśliwą obyczajowość (parady równości, obsceniczne spektakle i filmy w TV oraz internecie), ale i prawodawstwo (wyczyny rządu hiszpańskiego premiera Zapatero, pomysły Komisji Europejskiej).

4. Nasze postawy wobec kryzysu rodziny i agresji społeczeństwa

Jaka jest nasza postawa wobec tych sytuacji? Czy radzimy sobie z pytaniami idącymi za tymi sytuacjami? My jako ludzie tworzący rodziny i my jako Kościół.

Czy my i Kościół, uważając, że znamy prawdę o rodzinie, mamy przyjmować tylko postawę obronną i dążyć do utrzymania status quo, do podejmowania prób utrzymania (albo odbudowywania) tego tradycyjnego modelu rodziny pomimo wszelkich przemian w naszej epoce? Trzeba dodać, że w opinii znacznej części społeczeństwa, społeczeństwa katolickiego, a jakże, dążenia te skazane są na klęskę...

Czy też sytuacja kryzysu rodziny i ataków na rodzinę ma być wyzwaniem dla wspólnoty chrześcijańskiej, wyzwaniem podejmowanym w imię dobra człowieka i społeczeństwa?

Możemy się okopać i trwać chroniąc się przed odłamkami ideologii społeczeństwa liberalnego, nie przyjmując do wiadomości tego, co społeczeństwo to wymyśla w imię rzekomej demokracji i rzekomej wolności jednostki. Można się chronić, ale tylko się, bo już naszych dzieci i naszych wnuków raczej nie da się uchronić – one muszą wyjść z naszych okopów na zewnątrz i zmierzyć się z tą niesprzyjającą rzeczywistością.

Niedawno w migawce telewizyjnych Wiadomości mówiono o zmniejszającej się liczbie małżeństw (obojętnie – kościelnych, czy cywilnych). I pytano ludzi o zdanie. Pani z mojego pokolenia, babcia spotkana podczas spaceru (dyżuru) z wnukiem, dała typową i bezpieczną odpowiedź: „ja mam poglądy tradycyjne i mnie to nie odpowiada, dla mnie ważny jest związek usankcjonowany, ale jak o tym przekonać młodych”. Typowo i bezpiecznie. Dobrze okopana pozycja. Dodając do tego własne poświęcenie w postaci np. opieki nad wnukami pochodzącymi już ze związku nieusankcjonowanego, ma się poczucie czystego sumienia. Nie chcę oceniać, ani tym bardziej potępiać, bo pewnie bez tej babcinej opieki nad dziećmi własnych zalatanych dzieci byłoby jeszcze gorzej, ale... No właśnie, jest jeszcze miejsce na jakieś ale? Czy mamy prawo to ale zgłosić? Ale wyzwania dla wspólnoty chrześcijańskiej?

Nie odpowiem na pytanie jak należy to wyzwanie rozumieć i co w jego ramach robić. Czuję jednak dyskomfort jako jednostka (człowiek) w zderzeniu ze społeczeństwem. Czuję dyskomfort jako ojciec i dziadek w rodzinie, i wreszcie jako członek Stowarzyszenia Rodzin Katolickich (a może jeszcze większy jako prezes tego Stowarzyszenia).

Odpowiedź na pytanie co robić jest dla człowieka wierzącego oczywista i prosta.

„Pilną rzeczą jest odkrycie społecznego znaczenia tego cudu, jakim jest miłość małżeńska, ponieważ zjawisko wolnych związków nie jest niezależne od czynników ideologicznych, które je zaciemniają i które rodzą się z błędnego pojęcia ludzkiej płciowości i stosunku między mężczyzną i kobietą. Stąd pierwszorzędne znaczenie życia małżeństw chrześcijańskich w łasce Chrystusa. (...) Rodzina poprzez sakrament małżeństwa, z którego wyrasta i z którego czerpie pokarm (...) jest wezwana do uświęcania siebie i do uświęcania wspólnoty kościelnej i świata” (Familiaris consortio, nr 55).

„Rozczarowanym mężczyznom im kobietom, którzy cynicznie pytają: „Czy może coś dobrego pochodzić z ludzkiego serca?” trzeba móc odpowiedzieć: „Chodźcie  i zobaczcie nasze małżeństwo, naszą rodzinę”. Bo przecież, skoro domagamy się, by rodzina miała prawo istnieć i rozwijać się jako rodzina, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że to prawo rodzi obowiązek istnienia i rozwijania się jako rodzina!

Niby proste i oczywiste w świetle wiary. Problem polega jednak na tym, czy i jak to zostanie odebrane przez społeczeństwo, przez najbliższe choćby nam osoby. Ten problem, to podwójna obawa: najpierw obawa, czy moja rodzina jest rzeczywiście taka, że mogę powiedzieć „Chodźcie i zobaczcie, że jest to możliwe”, a następnie obawa (może nawet ważniejsza), czy to „kupią” Obawa przed wzruszeniem ramion lub wręcz wyszydzeniem – to nie te czasy dziadku!

Ale na tę obawę jest proste i dostępne lekarstwo:

10 Nie zapominanie o słowach: Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi!

20 Modlitwa i zaufanie Bogu.

Jak zareaguje na to społeczeństwo? Łatwo przewidzieć przeglądając choćby prasę z ostatnich tygodni:

·         Niewybredne ataki na Benedykta XVI głoszącego prawdę o Panu Bogu przede wszystkim. Prasa nie może mu tego wybaczyć: Pan Bóg dzisiaj?! (por. artykuł ks. Jerzego Szymika w Gościu Niedzielnym sprzed tygodnia). Nie wszyscy oczywiście. Nawet wśród nie będących katolikami myślicieli zdarzają się głosy nawołujące do opamiętania: Benedykt XVI nie jest inkwizytorem. Oskarżanie papieża o autorytarne skłonności to nieporozumienie – pisze Peter Berger, uznany amerykański socjolog w dodatku Europa do Dziennika z 18-019.04.2009 r.

·         Zwulgaryzowane wypowiedzi na temat Kościoła i papieża świadczące o kompletnym braku znajomości nauki Kościoła. W tym samym numerze Europy niejaki Anthony Grayling, brytyjski filozof i publicysta pozwala sobie na takie np. sformułowania: Tocząc wojnę z seksualnością, Kościół nieuchronnie skazuje się na porażkę. Albo: Katolicka doktryna seksu składa obłudny hołd idei, że seksualna ekspresja uczuć jest jednym z najgłębszych i najbardziej wzbogacających doświadczeń człowieka. Niechętnie zezwala na te ekspresję jedynie w ramach małżeństwa, i to tylko w sytuacji, gdy seks może prowadzić do (kolejnej!) ciąży. Kościół nie chce jednak przyznać, że jak wszystko, co ludzkie, seks może pełnić wiele rozmaitych ról. Albo: Papież i Kościół zawsze będą przegrywać bitwę z ludzka naturą, ale przy okazji zrzucą na barki milionów ludzi ogrom cierpień.

·         Wyważone (stonowane w pewnym stopniu troską) próby radzenia sobie w świecie bez Boga. Słynny amerykański fizyk, laureat Nagrody Nobla Steven Weinberg próbuje odpowiedzieć na pytania „Jak żyć, kiedy nie ma Boga?” I „Czy zanik wiary religijnej odbiera ludziom poczucie sensu istnienia?” Stwierdza, że nauka nie daje odpowiedzi na pytanie o sens istnienia. Nauka, odkrywając mechanizmy coraz bardziej skomplikowanych i tajemniczych niegdyś zjawisk, zawęża pole istnienia i działania atrybutom boskim. Kiedyś dopatrywano się interwencji Boga we wszystkim, co było niezrozumiałe dla człowieka. Dzisiaj wiemy coraz więcej. Nie wierząc w Boga, przychodzi nam żyć na ostrzu noża między fałszywymi złudzeniami i rozpaczą. Lekarstwem może być np. sztuka i poczucie humoru.

5. Zakończenie, czyli „Co robić?”

Z tego co zostało powiedziane wynika, że sytuacja rodziny, a przy okazji człowieka, społeczeństwa, a także człowieka w społeczeństwie nie jest wesoła. Zarzucamy władzy państwowej politykę antyrodzinną, a w najlepszym razie brak polityki prorodzinnej. A jak jest w Kościele? Cały pontyfikat Jana Pawła II był nawoływaniem do duszpasterskiej troski o rodzinę. I co?

Moje doświadczenie bierze się z działalności w SRK DG, ale nie tylko w diecezji gliwickiej, bo kilka razy w roku spotykam się z przedstawicielami SRK z całej Polski, z innych diecezji.

Nie twierdzę, ż SRK jest jedynym godnym uwagi ruchem rodzin. Są inne, ale podejrzewam, że mają się podobnie jak my. Nie widać tłumów młodych ludzi. Są piękne rodziny. Ale ile ich jest? Jaki mają wpływ na rzeczywistość społeczną? Jaki mają wpływ na to, by rodzina rzeczywiście miała prawo istnieć i rozwijać się jako rodzina? SRK DG istnieje 15 lat. Zakładane było przez to, tutejsze „kikowskie” środowisko. Widziane było jako szansa w czasach ożywienia społecznego w Polsce. Koła powstały w 50 parafiach! 15 lat temu nasze rodziny były o 15 lat młodsze. Teraz my jesteśmy o 15 lat starsi, a młodszych o 15 lat praktycznie w Stowarzyszeniu nie ma. To być może jest nasza wina, nasz brak umiejętności pokazania wagi tego, co robimy, kim jesteśmy (a może i piękna tego...). Ale nie tylko nasza wina. Za małe mamy wsparcie ze strony duszpasterzy. Z 50 kół parafialnych działa jako tako 18! Aktywność formacyjna, działania dla rodzin w znacznej mierze są proporcjonalne do zaangażowania proboszcza lub innego z księży parafialnych. Właściwością Kościoła w Polsce jest jeszcze ciągle znacząca rola księży. Świecki nie ma takiej siły oddziaływania jak proboszcz. Katolicy w Polsce chcą jeszcze ciągle współpracować z księżmi i chcą ich słuchać, chcą być przez księży wciągani do aktywności, do działania. Nie dotarła do nas obecna w Kościołach krajów zachodnich tendencja do automajoryzowania roli laikatu (do przesadnego poczucia: my jesteśmy Kościołem). Jeżeli księża nie dostrzegają tego i nie podejmują się przewodzenia, moderowania aktywności świeckich, to tracą sami, traci Kościół, traci społeczeństwo i tracą szeregowi wierzący.

A to trzeba wykorzystać dla dobra rodziny.

Czy dla współczesnego młodego człowieka, wzrastającego i do pewnego stopnia przesiąkniętego ideologią gender, obyczajowością lansowaną w TV, w internecie, wartości tradycyjne, wymagające wysiłku, działania duszpasterskie Kościoła mogą być atrakcyjne? Czy mogą stać się „wydarzeniem zbawienia”?

Wydaje się i wiele na to wskazuje, że nie... A jednak!

Dwa tysiące lat temu ludzie ówczesnego Bliskiego Wschodu też byli zdezorientowani. Wprawdzie mieli święte księgi, w których prorocy zapowiadali świetność pod warunkiem odpowiedniego życia, ale rzeczywistość pod okupacją rzymską była ponura. Pojawiły się jakieś jaskółki. Jacyś ludzie mówili o Mesjaszu, że właśnie jest. Co bardziej rozumni i oczytani nie tylko nie mieli odwagi uwierzy w realność tego, ale wręcz zwalczali i pomysły i ludzi. Szaweł niszczył Kościół, uważał zabójstwo Szczepana za słuszne. A jednak stal się Pawłem. Potrzebni są ludzie na miarę Pawła z Tarsu. Wiem, że o takich ludzi nie jest łatwo. Pojawiają się raz na kilka tysięcy lat. Ale skoro go już mamy, to może wystarczy dobrze go wykorzystać. Jest właśnie jego rok w Kościele.

Rozpatrując relacje człowieka i społeczeństwa wiele można skorzystać z przemyśleń Pawła i z jego życia. Można, a może trzeba poczuć się adresatem i listonoszem listów św. Pawła. To są również listy do Gliwiczan, do członków KIK-u i do członków SRK DG. Paweł był obywatelem rzymskim i był z tego dumny. Ale bardziej dumny był z faktu, że mógł być sługą Chrystusa.

 

__________________

W przygotowaniu wykładu wykorzystany został m.in. dokument Papieskiej Rady Rodziny pt. RODZINA, MAŁŻEŃSTWO I „WOLNE ZWIĄZKI” z 26 lipca 2000 r.



[1] Bożena Boruta-Gojny: Przewidywalne konsekwencje funkcjonowania społeczeństwa bez rodziny. Materiały sympozjum „Rodzina chrześcijańska nadzieją jednoczącej się Europy”, Gliwice 2003 r..

 

« Powrłt na stronę głłwną