Piotr Gawor
ROZWAŻANIA
DROGI KRZYŻOWEJ
nawiązujące do hasła
BĄDąMY ŚWIADKAMI MIŁOŚCI
rekolekcje wiosenne
Stowarzyszenia Rodzin Katolickich
Diecezji Gliwickiej
CZERNA 26-28 MARCA 2010
Wprowadzenie
W Gorzkich Żalach śpiewamy m. in. takie słowa: „Upał serca mego chłodzę, gdy w przepaść męki Twej wchodzę”.
W pierwszej chwili zdanie to wydaje się podwójnie nieprawdziwe. Czy w przepaść można wchodzić? W przepaść przecież się wpada. Przepaść budzik lęk, budzi grozę. Jest czymś nieznanym, nieoczekiwanym, jest wymknięciem się drogi spod nóg, jest sytuacją odbierającą możliwość racjonalnego działania, jest niechcianym i niekontrolowanym poddaniem się człowieka siłom, którym starał się dotąd stawiać czoła.
Dla Jezusa czekająca Go męka miała znamiona przepaści. Bał się jej, trwożyła Go, zmagał się z decyzją – do krwawego potu włącznie. Nie chciał jej, prosił o odsunięcie, pozostawiając jednak decyzję Ojcu. Jezus z pewnością nie wchodził w przepaść czekającej Go męki, On wpadał! Znał z grubsza metody postępowania ze skazanymi na śmierć krzyżową. Znał, ale ich nigdy nie doświadczył. A zatem autentycznie wpadał w przepaść biczowania, koronowania cierniem, urągania i policzkowania, w każdy detal ociekający krwią, bólem, poniżeniem, brakiem zrozumienia, niewdzięcznością.
A my? Rozważając te mękę dzisiaj, kolejny raz, bogatsi o dwa tysiące lat jej wspominania? My mamy możliwość wchodzenia, ale jednak w coś, co ma wymiar i cechy przepaści.
Czy można jednak chłodzić męką upał serca? Być może jest to poezja. A może słowa te trzeba potraktować jako wskazówkę jak należy podchodzić do rozważania męki Jezusa. „Upał serca” wskazuje na uczucia, gorące emocje, które trzeba ostudzić, a więc powstrzymać, by dotrzeć do istoty wydarzenia tamtej śmierci. Trzeba być świadkiem, ale nie tyle współczującym. Bóg nie potrzebuje współczucia. On oczekuje wierności i świadczenia o wielkości aktu Miłości skierowanej do mnie, do każdego z nas. Być świadkiem, to również świadczyć o tym, co się wie; to „Przestać się lękać, a przemawiać i nie milczeć” (Dz 18,9).
O zrozumienie miłości płynącej z Twej męki, o pokonanie lęku, o odwagę bycia świadkiem Miłości, wchodząc na tę dzisiejszą Drogę Krzyżową, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja I – skazanie na śmierć
(być świadkiem osądu...)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Być świadkiem procesu sądzonego człowieka. Być świadkiem procesu sądzonego Boga. Nie świadkiem w procesie, ale świadkiem tego procesu. W obu tych procesach zapada jawnie niesprawiedliwy wyrok.
Mentalność oskarżycieli w tym procesie:
„Oskarżyciele nie weszli jednak do pretorium, aby się nie skalać i móc spożyć wieczerzę paschalną” (J 18,28). Piłat musiał wyjść do nich by zapytać: „Jakie oskarżenie wnosicie przeciwko temu człowiekowi” (J 18,29). Oni nie raczyli nawet sformułować oskarżenia, byli pewni swego: „Nie wydalibyśmy Go tobie, gdyby nie był złoczyńcą” (J 18,30).
Mentalność, którą Jezus im wytykał niejeden raz. Z jednej strony powstrzymanie się od wejścia do pretorium, jako miejsca uznanego za nieczyste. Z drugiej kłamliwe oskarżenie człowieka i żądanie jego śmierci. Obydwie te postawy w perspektywie możliwości spełnienia aktu religijnego, jakim z pewnością było spożywanie wieczerzy paschalnej. Faryzeizm w czystej postaci.
Oskarżanie kogoś o coś, czego w istocie nie było. Wydanie wyroku jeszcze przed procesem: my wiemy lepiej – jest złoczyńcą. Sąd ma to tylko potwierdzić dla zachowania pozorów. My żądamy: Na krzyż z Nim! Niech przeprosi! Niech zapłaci!
Czy umiemy bronić oskarżanego niesłusznie człowieka? Czy umiemy bronić oskarżanego niesłusznie Boga? Czy nasze przekonanie o słuszności oskarżeń jest oparte na prawdzie? A może tylko na pozorach, które prawdę udają.
Być świadkiem Miłości w osądzaniu.
O Twoją sprawiedliwość, która nie jest przed miłosierdziem, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja II – przyjęcie krzyża
(być świadkiem Miłości w godzeniu się z krzyżem)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Oswajanie się z narzędziem śmierci. Oswajać się ze śmiertelną chorobą u siebie, u kogoś. Oswajać się z próbami leczenia, z przewidywanym bólem, z ograniczeniami. Tam był Bóg związany z belką krzyża, tutaj jestem ja, mój bliski, człowiek, związany z rakiem, z parkinsonem, z alzheimerem. To nie jest do końca tak samo, bo człowiek niejednokrotnie musi się oswoić na długie lata, musi nauczyć się żyć z tym krzyżem (nie tylko donieść go do miejsca egzekucji). Czy człowiek zatem nie ma się gorzej? Czy jego przepaść męki jest głębsza od męki Jezusa? Może brzmi to bluźnierczo... Ale miewamy tendencję do eksponowania swojej męki.
Tam, wtedy, dominował jednak wymiar nam nieznany. On był Bogiem i mógł wszystko: począwszy od totalnej anestezji do odwrócenia przebiegu zdarzeń. Mało tego, że mógł – szedł prawdopodobnie stale kuszony, by skorzystać z tych możliwości. Książę tego świata został pokonany dopiero po zakończeniu męki, w tym najbardziej tajemniczym odcinku czasu między śmiercią i zmartwychwstaniem.
Myślę, że ten wymiar przepaści męki – niemożności mimo wszelkiej możności – jest najważniejszy, najtrudniejszy. I ten wymiar trwa! Bezradność Boga w zderzeniu z wolnością człowieka (zamierzoną przecież, darowaną!)
I o tym trzeba świadczyć! To był akt wykraczający poza nasze możliwości. Do tego zdolny był tylko ten, który jest Miłością.
O zgodę na siebie, przez wzgląd na Ciebie, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja III – pierwszy upadek
(być świadkiem słabości...)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Powtórzmy z poprzedniej stacji: niemożność mimo wszelkiej możności – może ten wymiar przepaści męki był dla Jezusa najtrudniejszy. Nie spodziewał się prawdopodobnie upadków.
Upadek jest przejawem słabości. Przejmujący wykład o słabości dał św. Paweł w 2. Liście do Koryntian. Paweł był świadkiem słabości i jednocześnie świadkiem Miłości. Można mu wierzyć.
„Dlatego, abym nie unosił się pychą, w moim ciele doświadczam słabości. Została mi ona dana jako wysłannik szatana, który mnie policzkuje, abym nie unosił się pychą. Dlatego trzykrotnie zwróciłem się do Pana z prośbą, aby oddalił ją ode mnie. Pan jednak mi odpowiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem doskonali się w słabości». Wolę więc chlubić się moimi słabościami, aby zstąpiła na mnie moc Chrystusa.” (2Kor 12,7-9)
Ponieważ my mamy możliwość wchodzenia w przepaść męki Jezusa, bogatsi m. in. o doświadczenia i świadectwa św. Pawła, wykorzystajmy jego słowa patrząc na Jezusa, który trzykrotnie tracił równowagę pod ciężarem krzyża. Trzykrotnie została również odrzucona prośba Pawła o oddalenie słabości.
Przy pierwszym upadku zwróćmy uwagę na słabość jako wysłannika szatana. To nie Bóg! To jest sprawa szatana. Potwierdzeniem tego jest fakt, że dotknęła samego Jezusa. Gdyby to była sprawa Boga, to moglibyśmy się buntować. Ale jeśli to sprawa szatana, to jedynym wyjściem jest krzyczeć do Boga o pomoc. Przylgnąć do Niego, bo tylko On ma moc jej udzielić. Wyrazem tego krzyku jest powstanie z upadku i wleczenie dalej krzyża.
O właściwą postawę wobec naszych słabości i cierpienia bliźnich, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja IV – spotkanie z Matką
(być świadkiem niezwykłej miłości)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Czy to spotkanie, o którym nie zaświadczyli Ewangeliści było przypadkowe? Kto bardziej oczekiwał tego spotkania? Matka, czy Syn? Dla obu stron spotkanie było trudne. Dla obu stron nie mogło nie mieć wymiaru zawodu, cierpienia. Nie wszystko zostało do końca dopowiedziane między Matką i Synem. Ostatnie trzy lata nie sprzyjały szczerym i długim rozmowom. Były nawet szorstkości ze strony Syna. Chyba pozorne, bo Syn mógł przecież przypuszczać, że Matka, która „wszystkie te słowa zachowywała i rozważała w swoim sercu” (Łk 2,19) miała świadomość Jego roli.
Ktoś powiedział, że syn uwalnia się z więzów łączących go z matką (usamodzielnia się) dopiero wraz z jej śmiercią. Tam było inaczej. Jezus wychowany był w obyczajowości ówczesnego Izraela, a więc w znacznej mierze przez mężczyzn. Jezus mężczyzna, usamodzielnił się już dawno. Ale czy Matka miała świadomość swojej roli? Czy zdołała się uwolnić z czysto ludzkich więzów łączących Ją z Synem? O czym myślała na parę chwil przed Jego nieuchronną i straszną śmiercią? Wtedy jeszcze nie znała słów, które padną z krzyża.
Patrząc na to spotkanie oczyma wiary stajemy się świadkami czegoś niezwykłego, niezwykłej miłości: Miłość spotyka Matkę Miłości. A miłość niejedno ma imię. Dlatego trzeba stale mieć na uwadze, że za wszystkimi Mateńkami, Matuchnami, tytułami z litanii i niezliczonych miejsc objawień stoi Ona, świadek świadków, spotykająca Syna dopiero co powstałego z upadku pod krzyżem: Redemptoris Mater – Matka Odkupiciela.
O dobre, wolne od cierpienia i zawodu spotkania dzieci z rodzicami, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja V – Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż
(być przymuszonym świadkiem miłości)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
To była jedna z trudniejszych sytuacji świadczenia miłości praktycznej, wyrażającej się w pomocy. Sytuacja bardzo dyskomfortowa. Ewangeliści różnie przedstawiają sytuację Szymona z Cyreny. Przeważa (Mateusz i Marek) element przymusu. Raczej nie był to odruch litości ze strony Szymona. On nie miał innego wyjścia: musiał udzielić pomocy. Z zewnątrz natomiast, dla przypadkowego świadka, który akurat w tej chwili znalazł się obok, mogło to wyglądać na akt miłości bliźniego. W końcu, pomagał.
Powstają przy tej stacji ważne pytania.
Czy dobro świadczone pod zewnętrznym przymusem przestaje być dobrem? A gdy przymus jest wewnętrzny, gdy trzeba przełamać barierę niechęci, wstrętu wręcz? A co z motywacją wewnętrznego przymusu? Świadczę miłość, bo tak trzeba, świadczę, bo lubię, świadczę, bo liczę na zbawienie, świadczę, bo kocham Boga, bo kocham człowieka, świadczę bo boję się piekła...
Dobro pozostaje dobrem – niezależnie od motywacji świadczącego je.
Być świadkiem miłości, to wyćwiczyć w sobie postawę czynienia dobra, to akt woli, nie emocje. Być świadkiem miłości (przez małe m i przez duże M), choćby przymuszonym, ale być!
Wyższym stopniem świadczenia miłości jest czynienie dobra z miłości do samego dobra. Jest to znamię prawdziwej wolności. Tę wolność trzeba ćwiczyć.
O umiejętność dziękowania za przymuszenie do świadczenia miłości, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja VI – Weronika
(być świadkiem oblicza Miłości)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
O Weronice i jej czynie wspominają tylko apokryfy. Jedni wierzą, że tak było, inni mówią, że to legenda. Nawet jeśli tylko legenda, to piękna. Torturowanemu Jezusowi potrzebna była jakaś chwila odetchnienia, należała się jakąś ulga. Oczywiście w scenariuszu drogi z krzyżem na miejsce egzekucji nie było to przewidziane. Skazaniec już właściwie nie był człowiekiem, prawa człowieka jego już nie dotyczyły. Pomyślmy! My, którzy wchodzimy w przepaść tej męki, którzy wiemy kim On był! Ten, bez którego niesposób zrozumieć do końca człowieka (Jan Paweł II), pozbawiony praw człowieka!
Odważna i wrażliwa ta Weronika. Dobrze, że była.
..............................................................................................................
Święty Jan Ewangelista stwierdza jednoznacznie: „Boga nikt nigdy nie widział” (1J 4,12), a w innym miejscu: „Bóg jest miłością” (1J 4,8). I rodzi się pytanie, czy można zobaczyć miłość? Czy zachęta obecnego roku duszpasterskiego bądźmy świadkami miłości dotyczy czegoś, co można zobaczyć? Z pewnością można zobaczyć tych, którzy dają, a może raczej czynią miłość. Można też zobaczyć tych, do których miłość jest kierowana. Ale samą miłość?
..............................................................................................................
Weronika podeszła bardzo blisko. Dotknęła zmasakrowaną twarz. Pokonała barierę strachu i może własnej wrażliwości na krew, na otwarte rany. Nie zdając sobie z tego sprawy zobaczyła Tego, którego nikt nigdy nie widział – Miłość. I utrwaliła ten widok dla nas, choć uczone głowy powiadają, że to tylko apokryf.
O łaskę kontemplacji Twojego oblicza w cierpiącym bliźnim, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja VII – drugi upadek
(być świadkiem słabości broniącej przed pychą)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Ulga spotkania z Weroniką była tylko chwilowa. Sił coraz mniej, a droga jest wyboista i twarda. Nie ma już płaszczy, po których stąpał osiołek w Niedzielę Palmową. Aniołowie z zastępu wyznaczonego do „noszenia Cię na rękach, abyś nie uraził o kamień swej stopy”(Łk 4, 11) przerażeni spoglądają na siebie niewiele rozumiejąc z tego, co się dzieje: dlaczego nie mogą spełniać swojego zadania?
Ten, który słabością policzkuje (jak pisze św. Paweł w 2. Liście do Koryntian), czyli szatan, próbuje tryumfować. Liczy na to, że ból upadku wyzwoli w końcu odruch buntu i stanie się coś, co odciągnie Syna od Ojca, coś, co przecież jest w mocy Syna.
Nic takiego jednak się nie stało. Konsekwencją upadku było wszystko to, co w takiej sytuacji jest naturalne: krew, kolejne rany, jęk bólu. Ale też coś, co zdaje się być w tej sytuacji nienaturalne: ten jęk bólu jest obroną przed pychą.
Jesteśmy przy tym upadku świadkami Miłości sponiewieranej, Miłości niemal zdeptanej, wijącej się w bólu. Jak trudno uwierzyć, że rozprawa z pychą aż tyle może kosztować.
Można prosić, jak Paweł, aby Pan oddalił to ode mnie, i usłyszeć: „Wystarczy ci mojej łaski”. Tylko, czy mnie wystarczy wiary, by te słowa (odmowę spełnienia prośby) potraktować poważnie?
.............................................................................................................
Dać się policzkować słabości, by nie unosić się pychą.
O dostrzeganie szansy, jaką przez upadki daje Twoja Miłość, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja VIII – spotkanie z płaczącymi kobietami
(bronić się przed współczuciem)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Ten, który słabością policzkuje jest przebiegły. Działa na kilku frontach. Do fizycznej męki powstawania z upadku dokłada współczucie grupki kobiet. To bardzo ludzkie, współczuć cierpiącemu. To pomaga poczuć wagę swojej krzywdy, użalić się nad sobą. A od tego już tylko krok do poczucia niesprawiedliwości i buntu: czemu mnie to spotyka? A w tym wypadku może nawet do bardzo uprawnionego pytania: Ojcze, Twoja wola, ale żeby do tego stopnia? Nawet obce kobiety plączą na mój widok. Połowę drogi mam już za sobą, może skrócić tę drugą część? Albo zmienić? Spójrz w jakim jestem stanie!
Zamiast odpowiedzi jakaś projekcja z przyszłości wziętych, własnych słów skierowanych do Pawła: „Wystarczy ci mojej łaski”. Na szczęście dla nas zmaltretowany człowiek okazał się być Kimś więcej – Chrystusem, Zbawicielem. I broniąc się przed słusznym współczuciem kobiet wskazuje na ich synów, jako na adresatów płaczu. Czy również nie na nas, późnych potomków tamtych jerozolimskich niewiast?
O wolę i umiejętność przekształcania kierowanego do nas współczucia w czynną miłość, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja IX – trzeci upadek
(być świadkiem słabości doskonalącej moc)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Ten, który słabością policzkuje, zawiedziony demaskującą go przestrogą skierowaną do kobiet, podstawia nogę i Jezus trzeci raz upada. Chyba wie, że to już ostatni upadek, bo Golgota bardzo blisko i że uda mu się donieść tę belkę do celu. Pozbędzie się tego nieznośnego ciężaru. Ale też wie, że to, co Go tam czeka jest może jeszcze bardziej nieprzewidywalną przepaścią męki niż to, co już przeszedł. Do przejścia tego, co Go czeka potrzebuje sił, potrzebuje niezwyczajnej mocy, mocy doskonałej, mocy nadludzkiej.
«Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem doskonali się w słabości».
Słabość jako doskonalenie mocy. Czy to nie brzmi prowokacyjnie, nie pobrzmiewa ironią? Moc na chwilę przed śmiercią, przed egzekucją? Moc Miłości poddana zostaje paradoksalnie niemocy tejże samej Miłości. Szalona miłość do człowieka związała Mu ręce. Związała sznurem, któremu na imię wolność człowieka. Wolność raz dana, musi zostać uszanowana. A ceną za tę wolność, którą zapłacić musi walutą miłości, będzie to wszystko co Go czeka po powstaniu z trzeciego upadku.
O łaskę Twoją, w dobrych i trudnych chwilach, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja X – obnażenie z szat
(być świadkiem miłości do ciała)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Nie tylko słabość jest sprawą szatana. Poznanie nagości też miało miejsce za jego namową. Księga Rodzaju obrazowo przedstawia etapy tej historii: kłamstwo – propozycja poszerzenia wolności – zagranie na ambicji – przytępienie spostrzegawczości – osłabienie woli (Rdz 3, 1-7). I poznał człowiek dobro i zło, a pierwszym tego przejawem było dostrzeżenie własnej nagości i ukrycie się przed Bogiem.
Ci, którzy przyprowadzili Jezusa na Golgotę wiedzieli, że zdejmując z Niego odzienie i wystawiając Jego ciało na pokaz przydadzą cierpienia. Skwapliwie z tego skorzystali, zabrali ostatnią rzecz, która jakoś tam chroniła resztki prywatności, dopełnili upokorzenia. Żołnierze przy okazji nie pogardzili tym, co tradycja dumnie nazywa szatami.
Ciało i miłość. Dzisiejszej obyczajowości wydaje się, że pokazując ciało pokazuje miłość. Tyle tylko, że ciało pokazywane w tym celu nie jest prawdziwe, jest nienaturalnie preparowane, starannie przygotowywane w charakteryzatorni, bo inaczej nikt by tego „nie kupił”, nikogo by ono nie podnieciło. Gra na instynktach.
Jest i druga strona medalu. Określone kręgi opiniotwórcze, a nawet władzy bronią się przed widokiem ciała, któremu nie pozwolono żyć. Nie chcą widzieć ciała liczącego sobie np. 5 cm i radośnie machającego rączkami. To samo ciało poddane działaniu określonego artykułu ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, pokazywane np. w ramach wystawy „Wybierz życie”, niewiele się różni od ciała Jezusa odartego z szat.
O wrażliwość na krzywdę wyrządzaną człowiekowi przez brak szacunku dla ciała, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja XI – przybicie do krzyża
(być świadkiem miłości krzyżowanej)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Przybity, przygwożdżony, unieruchomiony, bezradny, opuszczony, spadający w przepaść cierpienia…
O czym myśli? Modli się słowami psalmu 22. Spróbujmy podążyć za Nim.
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
To słyszeli wszyscy. Dalej kontynuował już bezgłośnie:
Daleko jesteś, mój Wybawco, chociaż jęczę w bólu. (Ps 22, 1) (…)
Nie oddalaj się ode mnie, bo blisko jest udręka, a nie mam nikogo, kto by mnie wspomagał! (12) (…)
Moje gardło wyschło jak skorupa, język mi przywarł do podniebienia. Obalasz mnie w proch śmierci. (16) (…)
Przebili moje ręce i nogi, policzyć mogę wszystkie kości moje. Oni zaś patrzą na mnie pogardliwie. (18) (…)
Ocal me życie (…) bo tylko ono mi pozostało. (21) (…)
Nie ocalił! Tam, na Golgocie, nie ocalił!
Nie liczył na to, ale chyba żył dalszymi słowami pslamu:
Ty mnie wysłuchałeś! (22) (…)
Wypełnię me śluby wobec bojących się Boga! (26),
Żył tymi słowami, skoro zdążył jeszcze dać Janowi, a więc i nam Matkę.
O łaskę zapełnienia ciszy w cierpieniu słowami „Ty mnie wysłuchałeś!”
Prosimy Cię Panie!
+
Stacja XII – śmierć na krzyżu
(być świadkiem Prawdy najważniejszej)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Tutaj słowa nic nie znaczą
WYKONAŁO SIĘ...
Umarł po to,
by każdemu z nas
życia nie brakło
na wieczność...
(w mieszkaniu, które Ojciec przygotował)
O gotowość bycia świadkiem tej Prawdy, błagamy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja XIII – zdjęcie z krzyża
(być świadkiem powątpiewania)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Relację z tego, co wydarzyło się po śmierci Jezusa, św. Jan zaczyna słowami: „Po tym wszystkim” (J 19,28). Dla wielu była to ulga. Wreszcie się skończyła ta makabra, która zaczęła się w Ogrójcu.
Najpierw oczywiście dla Jezusa. Bliscy pewnie odetchnęli z ulgą: lepiej że Pan Go już zabrał i skrócił męki. Znamy te słowa, często ich używamy po czyjejś śmierci. Tyle tylko, że w przypadku Jezusa, właśnie że Pan nie skrócił! Wszystko odbyło się do końca, do oczekiwanych słów „wykonało się”.
Następnie ulga dla cichych Jego zwolenników. Mogli się już bez większych konsekwencji ujawnić: i Józef z Arymatei i Nikodem, i jeszcze inni. Dla Piłata również, i dla żądających Jego śmierci członków sanhedrynu.
Chyba nikomu nie przyszło do głowy, że będzie coś jeszcze.
„Po tym wszystkim” można się było zająć pochówkiem, ale najpierw trzeba było zdjąć ciało z krzyża. Zdjęli nie bez trudu i oddali w tym strasznym stanie w ręce Matki.
Tak, jak zaistniał, począł się w łonie Matki za sprawą Ojca, tak odchodził w mroki grobu z łona Matki z woli Ojca. Czy Ona – Piet – czuła ulgę? Może raczej cień zawodu graniczący z powątpiewaniem. Tak miałoby się skończyć to, co Ona przez trzydzieści trzy lata rozważała w swoim sercu? Co z Aniołem? Gdzie Symeon i Mędrcy? Co z winem w Kanie? I wiele innych pytań związanych z tym skatowanym ciałem. Cierpiąc nie zwątpiła. Miała przed sobą nowy wymiar macierzyństwa.
O zdolność bycia świadkiem Miłości nawet we zwątpieniach, prosimy
Wysłuchaj nas Panie!
+
Stacja XIV – złożenie do grobu
(być świadkiem nieprzekupnym)
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie
Żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Skromny, pospieszny pogrzeb. Na wszelki wypadek z nadzwyczajnymi środkami ostrożności: pieczęcie, pilnujący żołnierze.
To nie był grób królewski. Królewski był krzyż. O tym grobie trzeba jak najszybciej zapomnieć. Nie przewiduje się nadania mu godności grobowca królewskiego. Trójjęzyczna tablica, wskazująca tytuł winy: „Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski”, którą wielu przeczytało, też gdzieś się zapodziała; ktoś o to zadbał.
Wydawało się, że wszystkiego dopilnowano, by raz na zawsze skończyć z tą historią. Nawet zarezerwowano w budżecie „sporo pieniędzy” na łapówki dla zdezorientowanych żołnierzy.
Nie pomyślano tylko o jednym: co zrobić, jeśli Słowo zamknięte w tym grobie okaże się prawdą. Tego nie przewidział nikt. Tego nie oczekiwał nikt. Dominowało przeświadczenie ujawnione na drodze do Emaus: „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela” (Łk 24,21).
O moc doskonaloną w słabości, byśmy odrzuciwszy pokusę przekupienia, np. za sporą sumę pieniędzy, byli wiernymi świadkami Miłości emanującej z tego niezwykłego grobu, który w trzy dni stał się pusty, prosimy!
Amen!