Piotr Gawor

 

Otoczmy troską życie

 

Rozważania Drogi Krzyżowej

podczas rekolekcji wiosennych

Stowarzyszenia Rodzin Katolickich

 

Diecezji Gliwickiej

odbywanych w 15. roku istnienia

 

 

 

Brenna, (27-29) marca 2009 r.

 

 

 

Wprowadzenie

Czekającemu w lochu na sąd i wyrok Jezusowi zostało trochę czasu. Będąc człowiekiem myślał i czekał jak człowiek. Odczuwał również lęk – zwyczajnie jak człowiek. Był jednocześnie Bogiem i miał wgląd w przyszłość. Nie było Mu obojętne ani to cierpienie, które spotka Jego człowieczeństwo nazajutrz, ani los ludzi za dwa tysiąclecia. Zapewnił przecież: „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”, ale też „czego nie uczyniliście tegoście i mnie nie uczynili” (Mt 25, 40, 45).

Czekający na sąd i wyrok uwięziony człowiek był smutny...

Smutny był i jest również liczący na ludzkie dobro Bóg...

Był smutny, bo On już wtedy, w lochu arcykapłańskiej siedziby wiedział, że kiedyś człowiek zgłębiający tajemnice praw natury odkryje nową kategorię „tych najmniejszych”, tych „pod szkłem”. Wiedział, że słuszna duma z wielkiego odkrycia może przerodzić się w pychę i człowiek zapomni, że prawa natury są Bożymi prawami. Wiedział, że nie do wszystkich trafią ostrzeżenia św. Pawła: „Bo człowiek zmysłowy nie przyjmuje tego, co pochodzi od Bożego Ducha. Jest to dla niego głupstwem i nie może zrozumieć, że ocenia się to na sposób duchowy” (1 Kor 2,6-14).

Bóg-Człowiek był smutny, bo wiedział, że w Drogę, w którą wkrótce wyruszy z krzyżem, zabrać musi również cierpienia tych „spod szkła”. Zabierze również cierpienia tych, którzy szanując dar życia odrzucają technologię in vitro; zabierze brak refleksji tych, którzy nie dostrzegając daru za wszelką cenę chcą mieć dziecko. Bóg-Człowiek był smutny, bo wiedział, że im mniej człowiek będzie troszczył się o życie, tym trudniejsza będzie czekająca Go Droga.

Panie Jezu, Ty znasz nasze możliwości i czyny. Dodaj nam wiary i zdolności, by rozważania tej Drogi Krzyżowej przyczyniły się do zminimalizowania tego wszystkiego, czegośmy nie uczynili. Dodaj nam odwagi i męstwa w podejmowaniu misji otaczania troską życia.

 

+

Stacja I – Wyrok

 

Dramat pretorium rozpisany był na szereg ról: tłum, klasa polityczna manipulująca tłumem, sędzia, Skazaniec (dla nich, wtedy, przez małe s), żona sędziego, pospolity przestępca. Stawką było życie. W tych czasach życie nie miało wysokiej ceny. Skazaniec jednak przez trzy lata działalności stale otaczał je troską: podkreślał godność, leczył poranione i chore, przywracał.

Teraz gra idzie o Jego życie. Tłum, jak to tłum – dał się łatwo zmanipulować i domaga się śmierci. Klasa polityczna dąży do celu nie przejmując się środkami i domaga się śmierci. Sędziego boli głowa. Nie zależy mu na śmierci dziwnego Skazańca, ale boi się o własna skórę i jest mu wszystko jedno. Żona sędziego widzi więcej i wiedziona kobiecą intuicją, a może współczuciem, stara się ocalić Skazańca. Przestępca, patrząc na pozostałych uczestników liczy na swoją szansę.

W wielu dzisiejszych pretoriach, na naszych oczach odbywa się sąd nad życiem.

Po której stronie jesteśmy? Z którą z ról się utożsamiamy? Przecież my nie musimy powtarzać za Piłatem: „Cóż to jest prawda?”.

 

Pobity, wyszydzony, wydany na łaskę polityków, tłumu i ludzkiej sprawiedliwości Boże, zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja II – zgoda na krzyż

 

Karl Rahner napisał kiedyś niezwykłe zdanie: „W tym, co jest najbardziej Jego własne, Bóg czyni siebie tym, co konstytuuje człowieka jako człowieka”. W obliczu krzyża wkładanego na barki Boga-Człowieka, na początku Jego drogi na miejsce kaźni, nie sposób nie dostrzec, że tym, co Jego najbardziej własne była zgoda na cierpienie, zgoda na krzyż. I choć dzisiaj wielu nie chce tego przyjąć do wiadomości, to zmierzenie się człowieka z cierpieniem w życiu – konstytuuje go jako człowieka. Wiele jest wymiarów ludzkiego cierpienia i chyba wszystkie zostały wpisane w ostatnie dni ziemskiego życia Chrystusa; zwłaszcza w tę drogę z krzyżem.

Jezus biorąc krzyż, mimo, że jak każdy człowiek nie chciał cierpieć, nie wziął środków przeciwbólowych. Powinniśmy Mu za to być wdzięczni, bo przecież w tych cierpieniach dopatrujemy się i znajdujemy źródło miłosierdzia. Przedłużeniem Jego miłosierdzia jest miłosierdzie osób niosących ulgę w cierpieniu. Całe rzesze lekarzy, pielęgniarek, sióstr zakonnych, wolontariuszy otaczają troską życie człowieka cierpiącego.

Zgoda na krzyż, jest wejściem na nieznaną nam drogę. Nadzieją na dobre przejście tej drogi jest świadomość, że przebył ją sam Bóg.

Chrystusie! Nadziejo nasza w cierpieniu i zwątpieniu!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja III – pierwszy upadek

 

Upadki Jezusa pod krzyżem, oczywiste w Jego sytuacji, choć nie opisane przez Ewangelistów, można traktować jako projekcję naszych upadków. W zadanej nam trosce o życie upadamy na różne sposoby i w różnym czasie.

Jednym z upadków, nazwijmy go pierwszym, była reakcja na encyklikę Pawła VI Humanae Vitae. Patrząc na Jezusa przygniecionego krzyżem, przypomnijmy sobie naszą reakcję sprzed 40-tu lat i później, reakcje tzw. katolików ale, reakcje również niektórych duchownych, a nawet całych episkopatów. Ile cierpienia przysporzyły te reakcje ówczesnemu namiestnikowi Chrystusa Pawłowi VI! Ile bólu zadano wtedy Kościołowi, który przecież jest w jakiś sposób (mistyczny) ciałem Jezusa!

A wszystko w imię swoiście rozumianego prawa do wolności.

Kościół w Polsce miał to szczęście, że był kardynał Karol Wojtyła.

 

Jezusie cierpiący w upadku wtedy, w drodze na Golgotę, cierpiący w upadkach naszej troski o moralne zasady przekazywania życia ludzkiego, zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja IV – spotkanie z Matką

 

Ewangeliści nie przekazali tego epizodu. Być może dlatego, że dla Matki nie był to epizod, ale pełna obecność: od początku do końca. Szła z Nim ta, która otaczała troską Jego życie od początku: od niezrozumiałego poczęcia, przez zwykłe dzieciństwo i młodość, przez przerastające jej macierzyńską troskę lata męskiej aktywności, po towarzyszenie w tej ostatniej drodze; drodze może tak samo niezrozumiałej jak poczęcie.

Ewangeliści nie przekazali tego epizodu. Być może dlatego, że dla Syna też nie był to epizod, ale pełna świadomość tej obecności. Może nawet jądro tego, co się właśnie działo. Bo przecież widząc Matkę, Syn nie mógł nie myśleć o Ojcu! Tak bardzo chciał oddalenia tego kielicha!

Co wyczytali ze swych oczu patrzący na siebie Syn i Matka? Może potrzebę otoczenia troską życia nas wszystkich? Może zrozumieli, że właśnie w tym celu ta straszna droga jest potrzebna? Nam i Ojcu...

 

Matko cierpiąca! Otocz troską życie tych „pod szkłem” i tych, których tylko miłość bliskich broni przez eutanazją. I... módl się za nami!

Módl się za nami!

Cierpiący Synu Człowieczy!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja V – Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż

 

Nawet Bóg-Człowiek w realizacji swej misji znalazł się w sytuacji wymagającej męskiej pomocy z zewnątrz. Kto wie jak by się to skończyło bez pomocy przymuszonego Szymona. Może jego ręce sprawiły tylko chwilową ulgę, a może wręcz uratowały całą misję? Może Ojciec stawiając Szymona na drodze cierpiącego Syna chciał wskazać, że w dziele zbawienia jest również miejsce na działanie człowieka? Przytoczone przy drugiej stacji zdanie Karla Rahnera nabiera tutaj perspektywy solidarności międzyludzkiej i solidarności między Bogiem i człowiekiem.

Silne ręce mężczyzny są niezbędne w sytuacjach wymagających otoczenia troską życia. Odczuwają tę potrzebę kobiety zalęknione niechcianym poczęciem, odczuwają kobiety nie godzące się na brak tak bardzo chcianego daru poczęcia, odczuwają dzieci zagubione w narzucanej przez reklamę obyczajowości, odczuwają kończący ziemskie życie. Wszystkie te sytuacje nie są łatwe, a czasem męska decyzja wymaga wewnętrznego przymusu, bo nie ma , jak wtedy na drodze ku Golgocie, przymuszających; wręcz przeciwnie – jest sporo usprawiedliwiających brak troski o życie.

Jezusie liczący na wsparcie mężczyzn, udziel im daru męstwa w starciu z cywilizacją śmierci i zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja VI – Weronika

 

Szymon z Cyreny został przymuszony, nie miał innego wyjścia. Weronika działała bez przymusu, a nawet się narażała. Widok sponiewieranego i cierpiącego człowieka, oczywista perspektywa bliskiego końca jego życia, dały impuls do działania. Otoczyła to kończące się życie troską w sposób właściwy kobietom. To nie tylko było otarcie twarzy. Chwilowy kontakt obolałej twarzy z delikatnymi, przyjaznymi kobiecymi dłońmi z pewnością przeniknął głębiej i podtrzymał na duchu.

W naturę kobiety wpisana jest i słabość i siła. Niby słabe kobiety bywają mężne. W naturalny sposób dla obrony życia gotowe są zrobić bardzo dużo, z ofiarą własnego życia włącznie. Jezus podczas Drogi Krzyżowej złożył hołd tym kobietom, składając w ręce Weroniki, jak głosi tradycja, odbicie swego wizerunku.

Wpatrując się w to oblicze, kontemplując je, niesposób nie pamiętać jednak i o tych kobietach, dla których chusta Weroniki jest zaledwie zwykłym kawałkiem materiału z rzekomymi  śladami krwi. I trzeba błagać Chrystusa cierpiącego, by pomógł tym kobietom zrozumieć, że trzeba otoczyć troską każde życie.

 

Synu Boży! Zwróć swe zalane krwią i potem oczy na kobiety decydujące o śmierci własnych dzieci, zmiłuj się nad nimi...

i zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja VII – drugi upadek

 

Drugi upadek w zadanej nam trosce o życie, to niedostatek wrażliwości na życiowe problemy dzieci – od tych najmniejszych w technologii in vitro, przez zabijane technikami skrycie lub jawnie aborcyjnymi, przez torturowane i molestowane w rodzinach, po umierające z głodu.

Bóg-Człowiek upadł kiedyś ponownie pod krzyżem. To mógł być wstrząs dla co bardziej wrażliwych patrzących. Kolejny po biczowaniu, koronowaniu cierniem, wyszydzaniu i niesieniu krzyża wymiar cierpienia zadawanego niewinnemu człowiekowi.

Co się stało z naszą, tak niby bardzo wyczuloną na prawa człowieka wrażliwością, że nie reagujemy stanowczo patrząc na śmierć i cierpienia niewinnych przecież dzieci? Rozkładamy bezradnie ręce pytając: co ja, jako jednostka mogę zrobić?

A właśnie, że mogę! Zawsze mogę i powinienem się modlić, ale tak na poważnie, z wiarą w skuteczność. Mogę również, a nawet powinienem, włączać się w inicjowanie i prowadzenie w ramach Stowarzyszenia różnych akcji, czy przedsięwzięć otaczających troską życie. Stowarzyszenie potrzebuje takich ludzi. Takich ludzi potrzebują dzieci. Potrzebuje ich również Bóg. Zwłaszcza On, bo bez nich traci sens ten drugi upadek pod krzyżem.

Chrystusie, utożsamiający się z cierpieniami tych najmniejszych, zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja VIII – spotkanie z płaczącymi kobietami

 

Wydawało by się, że egzekucja, zwłaszcza tak okrutna jak krzyżowanie, to sprawa czysto męska. A jednak już po raz trzeci na tej Drodze, osobami spotykającymi się z Jezusem są kobiety. Zresztą tylko te spotkania są spotkaniami prawdziwie międzyosobowymi. Pozostali uczestnicy stanowią właściwie tło: jest (jak zwykle) tłum bezmyślnych gapiów, i jest (z konieczności) zespół twardych egzekutorów, którzy przywykli do tej specyficznej pracy.

A kobiety płaczą. „Lamentowały i płakały nad Nim”, jak pisze św. Łukasz (Łk 23,27). Płaczą nad Nim, a On stara się jeszcze coś dodać do całego poprzedniego nauczania, do Dobrej Nowiny, dla której się w tej sytuacji znalazł. I mówi o dzieciach, nad którymi trzeba płakać, mówi o niepłodności, mówi o łonach, które nie rodzą, o piersiach, które nie karmią...

Skąd my to znamy? My – współczesne dzieci tamtych kobiet...

Góry, padnijcie na nas. Pagórki, przykryjcie nasze niegodziwości, z jakimi traktujemy świętość życia.

Ale jest jeszcze szansa. Wprawdzie z Nim, z drzewem zielonym postąpiono strasznie, ale póki nasze drzewo jest zielone, może jeszcze wydać dobry owoc. Jeszcze, zanim uschnie w nas doszczętnie wrażliwość, można otaczać troską życie. Trzeba to robić.

Boże ostrzegający, zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja IX – trzeci upadek

 

Trzeci upadek Jezusa tradycja umiejscawia tuż przed wejściem na szczyt Golgoty. Długa była droga na ten szczyt. I bolesna.

Trzeci upadek w zadanej nam trosce o życie ma wymiar bardzo współczesny. Długa była droga człowieka w okolice szczytu wiedzy o początkach życia. Wieki całe trwały wątpliwości, bo nie było możliwości badawczych. I wreszcie, po dwudziestu wiekach po narodzinach Tego, którego trzeci upadek rozważamy, udało się. Człowiek dotarł bardzo wysoko, wątpliwości co do początku życia zostały naukowo wyjaśnione. I w tej sytuacji nastąpił zupełnie niezrozumiały upadek. Człowiek poczuł się panem życia, inżynierem życia. Chce zastąpić miłość, wyrafinowaną techniką. I przy okazji odmawia prawa do życia tym braciom najmniejszym, których sam wykreował włączając w to Pana Boga; tym spod szkła, tym zamkniętym w pojemnikach umieszczonych w ciekłym azocie.

I drugi paradoks na drugim biegunie życia. Wyrafinowana technika medyczna umożliwia przedłużanie życia, ale kosztuje. Homo economicus wykalkulował więc, że bardziej opłaca się ułatwić tzw. godną śmierć. I dorobił do tego ideologię, którą nazywa humanitarnym podejściem.

 

Panie Jezu, towarzyszący nam w upadkach, daj nam dar rozeznania, byśmy w sytuacjach wątpliwych opowiadali się zawsze za życiem. I zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja X – obnażenie z szat

 

Jezusa rozebrano albo dlatego, by Go jeszcze bardziej upokorzyć, albo by się podzielić jego odzieniem – dla zysku. Do cierpienia fizycznego doszedł wstyd.

Wstydliwość jest czymś naturalnym. Od drugiej połowy XX wieku jednak, mamy do czynienia z przewartościowaniem. Bezwstyd stał się modny, stał się obyczajem. A trzeba zauważyć, że wstydliwość, łączy się ściśle z cielesnością, a więc i z życiem.

Początki życia i jego chwile końcowe otoczone zostały przez Boga (albo przez naturę – jeśli ktoś wierzy, że Boga nie ma) dyskrecją. To są, a przynajmniej powinny być, chwile i sprawy intymne, a ich naturalnym kontekstem jest miłość. Może dlatego, że człowiek u początku swego ziemskiego życia i przy jego końcu jest najbliżej Boga – dawcy tego daru.

U początków życia trzeba otoczyć troską dyskrecję i miłość (niemożliwą w technologii in vitro). Kończącemu się ziemskiemu życiu trzeba natomiast zapewnić troskę i miłość dyskretną.

 

 

Boże, dyskretnie wprowadzający duszę do ciała człowieka i dyskretnie ją wyprowadzający, prosimy przez pośrednictwo Chrystusa obnażonego z szat, umocnij w nas potrzebę wstydliwości i czystości, i zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja XI – przybicie do krzyża

 

Żaden z ewangelistów nie opisał krzyżowania. Dla współczesnych im czytelników było znane i oczywiste. Dla nas – trudne do wyobrażenia i przerażające. Przerażające są również mnożące się obecnie akty przemocy i morderstwa.

W Winnenden w Niemczech, gdzie 12 marca 17-latek zastrzelił 15 osób w szkole, ktoś pośród zniczy zostawił kartkę z pytaniem: „Boże, gdzie byłeś?” Nienowe to pytanie. Człowiek często je stawia w obliczu niezrozumiałej tragedii.

A odpowiedź jest porażająco prosta. Odpowiedź jest gorzka jak napój, którego odmówił Jezus przed egzekucją. „Byłem tam, gdzie mnie odstawiłeś, człowieku... Na marginesie życia, poza preambułą ustaw zasadniczych. Znalazłem się tam zgodnie z liberalno-demokratyczną zasadą życia społecznego: etsi Deus non tradetur – tak, jakby Bóg nie istniał.

Żadna policja, żadne służby, żadne wysiłki nie otoczą skutecznie troską życia, gdy odmawia mu się statusu świętości i daru od Boga. Bóg przecież nie może cofnąć wolności, jaką człowiekowi dał, wolności, która jest najbardziej Jego własna, konstytuując człowieka jako człowieka.

Jezusie przygwożdżony do drzewa krzyża! Przez tę straszną mękę pomóż nam sprowadzić Cię z powrotem do naszego życia! I zmiłuj się nad nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja XII – śmierć na krzyżu

 

Nie wolno odbierać życia człowiekowi. Życie jest największym darem.

Śmierć wprawdzie jest w naturze człowieka. Ale w naturze! Naturalna śmierć. Z woli Boga, który życie dał. Warto przy tej stacji przypomnieć encyklikę Jana Pawła II Enangelium Vitae.

„Człowiek nie jest absolutnym władcą i samowolnym sędzią rzeczy, a tym bardziej życia, ale jest «sługą planu ustalonego przez Stwórcę» - i na tym polega jego niezrównana wielkość. Życie zostaje powierzone człowiekowi jako skarb, którego nie wolno mu roztrwonić, i jako talent do wykorzystania. Człowiek musi się z niego rozliczyć przed swoim Panem. «Upomnę się (...) u człowieka o życie człowieka»” (p.52)

Bóg chcąc w swej miłości do człowieka doznać niesprawiedliwego pozbawienia życia, musiał stać się człowiekiem.

Przy tej stacji dzieje się coś zupełnie niezwykłego: Bóg doświadcza śmierci ciała... w męce...

Głupstwo dla pogan, zgorszenie dla Żydów...

Nie wolno odbierać życia człowiekowi! Życie mamy otoczyć troską!

 

 

Umierający Synu Boży! Pomóż nam wzbudzić w sobie postawę łotra, który zrozumiał swój grzech. I zmiłuj się nam nami!

Zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja XIII – zdjęcie z krzyża

 

„Przybył też Nikodem, który po raz pierwszy zjawił się u Jezusa nocą. On przyniósł około stu funtów mirry zmieszanej z aloesem.” (J 19,39)

O czym myślał Nikodem niosąc swój spóźniony, bo pośmiertny dar? Czy bardziej ciążyło mu sto funtów mirry, czy świadomość, że nie zdołał skutecznie otoczyć troską życia Jezusa?

Nikodem być może był pierwszym człowiekiem, który, ku swemu zdumieniu, został uroczyście zapewniony o możliwości (i potrzebie!) ponownego narodzenia się. W sferze duchowej, to oczywiste. Ale ludzie uratowani od przedwczesnej śmierci (ci po przeszczepach, czy też wybudzeni ze śpiączki) też  mówią, że dostali drugi raz życie, że narodzili się na nowo.

Nikodem powinien zostać patronem tych, którym przez zabiegi eutanazyjne uniemożliwiono powtórne narodziny. Bo w końcu co my (i medycyna też) możemy wiedzieć o kontakcie osoby pozostającej w stanie wegetatywnym ze swym Stwórcą?! Pan Bóg dysponuje czymś więcej niż tylko wykresem pracy mózgu. Tak przynajmniej wierzę.

Panie Jezu, którego śmierć stwierdzono jednoznacznie przed zdjęciem z krzyża, otocz szczególną opieką tych, którym dano prawo stwierdzania granicy życia, zmiłuj się nad nimi...

i zmiłuj się nad nami!

 

+

Stacja XIV – złożenie do grobu

 

„Józef wziął ciało, owinął je w czyste lniane płótno i złożył w swoim nowym grobowcu wykutym w skale. Zatoczył przed wejściem do grobowca wielki kamień i odszedł. A Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam i siedziały naprzeciw grobu.” (Mt 27, 59-61)

Dialog z Jezusem jest już niemożliwy. Kontakt również. Zwłaszcza, że jest już w grobie zamkniętym wielkim głazem. Co można jeszcze zrobić?

Można odejść jak Józef, mając świadomość, że wszystko już zostało zrobione. Można też, jak dwie Marie, pozostać i usiąść naprzeciw grobu, mając nadzieję wbrew nadziei, że jeszcze coś nastąpi. I, jak wiemy, nastąpiło.

Sytuacji pacjenta w stanie wegetatywnym nie można porównywać z sytuacją grobu, ale reakcje mogą być podobne.

Lekarze kierują się wiedzą popartą kolorowymi wykresami monitorów i odchodzą – jak Józef. Niełatwo im to przychodzi, ale wiedzą swoje.

Bliscy kierują się miłością. Słuchają tego, co mówią lekarze, ale pozostają. Czekają znacznie dłużej niż czekały kobiety naprzeciw grobu. Wytrwają, gdy my otoczymy troską to życie, do którego tylko sam Bóg ma dostęp, ale mogą nie wytrwać, gdy nie otoczymy troską ich życia.

Boże nadziei i zmartwychwstania! Przymnóż nam wiary, że Syn Twój, choć złożony w grobie, jest drogą, prawdą i życiem. Życiem, które mamy otaczać troską.

Amen

 

 

 

« Powrłt na stronę głłwną